Odliczanie / The Countdown

English version below

Już mniej niż tydzień dzieli mnie od daty wyjazdu. Poprzednia nerwowość ustępuje narastającej ekscytacji, gdy powoli wkraczam w okres ciszy przed burzą. Ileż było przygotowań, rozmaitych planów, marzeń oraz strachu i niepewności czy to wszystko wypali. Drobiazgowe listy rzeczy do zabrania, dokumentów do wypełnienia, wynajdywania dróg i powodów, żeby znaleźć się tam, a nie gdzie indziej. Z całego tego chaosu powoli wyłania się wzór i ogarnia mnie spokój.

Chociaż nie od zawsze tak było. Pierwszy szok dopada Cię, kiedy nagle decydujesz, że marzenia zbyt długo już pozostają tylko i wyłącznie marzeniami. Kiedy masz dość ciągłego oszukiwania siebie i odkładania na niewiadomo kiedy i domagasz się nagłej zmiany tego stanu rzeczy. Popchnięty do działania tym nagłym impulsem, prawie od razu zaczynasz żałować swojej decyzji, bo nic już nie zostanie takie jak kiedyś. Twoje życie robi nagłego fikołka, a ty patrzysz na to zdziwiony, bo droga do przygody okazała się zdradliwa, a nikt nie postawił żółtego potykacza z napisem "Uwaga, ślisko!". Po chwili jednak oswajasz się z decyzją i z miną znawcy gratulujesz sobie wyboru i odwagi.

Następny etap to czas nowych początków i czystych kartek czekających na zapisanie. Decydujesz o tym wszystkim co się wydarzy, wszystko jest możliwe. To prawdziwy miesiąc miodowy planowania nowej podróży. Data wyjazdu jest na tyle odległa, że większość z tego i tak wydaje się lekko nierealna. Tyle możliwości i tyle niewiadomych. Świat stoi przed Tobą otworem. Nadal masz komfort wybierania najprzyjemniejszych zadań z dziwnie szybko rosnącego stosu rzeczy, które trzeba zrobić. Ale przecież zdążysz bez problemu. W trakcie jednego z leniwych wieczorów, planując pierwszy etap podróży, zdajesz sobie sprawę, że aby zdążyć do Gruzji na Boże Ciało, gdzie umówiłeś się ze swoją dziewczyną, musisz wyjechać za 40 dni. Bam! Rzeczywistość daje Ci porządnego kopa w dupsko. Koniec beztroski. Dociera do Ciebie, że naprawdę jedziesz.

Panikujesz.

Od tego momentu słyszysz tykanie uciekającego czasu w swojej głowie. Starasz się pogodzić z częścią siebie, która wijąc się i kopiąc daje do zrozumienia, że nie akceptuje tego szalonego pomysłu. Góra obsesyjnie gromadzonych rzeczy, które musisz mieć niebezpiecznie pączkuje i kiedy w końcu odrobina rozsądku dochodzi do głosu, zadajesz sobie pytanie: Jak do cholery to wszytko zmieści się w dwóch, dwudziestolitrowych sakwach i jednej rolowanej torbie?! Łatwo było na samym początku zadecydować, że chcesz być w opozycji do obecnych trendów podróżniczych. Kupuję mały motocykl i zabiorę mało rzeczy. No to teraz się na niego spakuj, cwaniaczku. Oczywiście, jeździłeś w zeszłym roku testując ten zestaw i trochę Cię to uspokaja, ale teraz to już naprawdę poważna wyprawa - 6 miesięcy poza domem.


It's now less than a week until the day I plan to hit the road. Previous nervousness is changing into excitement as I'm entering the calm before the storm phase. So many preparations, so much plans, dreams, fears about what is going to happen. Meticulous lists of things to gather, documents to apply for, finding routes and reasons to go in this or that direction. All that falls into places and an order emerges.

However it hadn't been always like this. The very first shock comes when you decide that it's not enough for your dreams to stay in the dream realm only. You are sick of the promises to yourself which are routinely betrayed and request immediate action to change that. Powered by this sudden impulse you make a move and instantly regret it as your present life makes a violent swing before your eyes, because no one warned us that the surface of adventure is a bit slippery. Then you come to terms with your choice and congratulate yourself for being so bold.

The second phase is a time of the new beginnings and fresh canvas. You can decide about everything you'll do. It's a freakin honeymoon of your adventure planning. The departure date is still far away so a lot of the planning is translucent and hazy. So many possibilities, so many unknowns. The world is your oyster. You still have the comfort of choosing the pleasant tasks from ever growing lists of to-do's. During one of those relaxed evenings you get a little more specific about the first leg of the journey and suddenly realise that to be able to meet with your girl in Georgia on Corpus Christi you should leave in 40 days. 40 days is just too close to a month. That sudden blow from the reality almost kills you.

You panic.

From now on the unrelenting ticking sound is present in your head. You come to terms with your screaming and kicking part of consciousness. A pile of obsessively gathered must-have's for the trip is multiplying until the day the sanity kicks in and asks a question: how the hell, am I suppose to pack that into 2 x 20 litres polish, soft motorcycle panniers and 30 litres, german-made duffel bag?! It was so easy, at the very beginning to decide that you don't want to follow the crowd in what is now a dominant trend of motorcycle travels. I will buy myself a small motorcycle and will pack small. Yeah? Live with it now. Of course, last year you traveled a bit testing the possibility of a nomad life and this gave you some peace of mind but hey, now it's SERIOUS - 6 months away from home.

Next Post