Przez morze Kaspijskie / Through the Caspian Sea

Wiedziałem od początku, że przeprawa przez Morze Kaspijskie nie będzie łatwa. I knew from the very begging that crossing the Caspian Sea won't be an easy matter.

Mądrość internetów mówiła o braku harmonogramu promów pływających przez Morze Kaspijskie, tygodniowych oczekiwaniach na prom, który pojawia się niespodziewanie jak teściowa oraz skomplikowanej procedurze kupowania biletów. Rzeczywistość okazała się nie tak straszna. Jak w innych przypadkach dużo w tym pisaniu było wyolbrzymiania. Faktem jest, że na terenie portu oddalonego od Baku o 50 km nie za bardzo jest gdzie czekać na prom, który nie wiadomo dokładnie kiedy przypłynie. Byłem w tej uprzywilejowanej sytuacji, że byłem mobilny. Dzwoniłem do portu codziennie z hostelu i kiedy okazało się, że nie ma co liczyć na statek przez następne kilka dni, zdecydowałem się na podróż w góry na północy od Baku. Był to doskonały pomysł. Wypełniałem czas oczekiwania, omijałem mordercze upały i zobaczyłem przepiękne miejsca.

Pojechałem w okolice Quby (wymawianej Guba). Gdzieś, wcześniej czytałem o ukrytych w górach wioskach gdzie turyści nie docierają. Jedną z nich miała być położona malownicza osada Xinaliq. Jest to obecnie miejsce dość tłumnie odwiedzane przez turystów. Sama miejscowość jest bardzo malowniczo położona, z domami wtulonymi w zbocze góry. Jednak kiedy dotarłem tam pod koniec dnia chciano, żebym zapłacił za możliwość rozbicia namiotu. Podziękowałem grzecznie, wycofałem się kilka kilometrów i biwakowałem na dziko.

Następnego dnia cofnąłem się do Quby i zdecydowałem się na przejazd górami do miejscowości Samaxi. Był to przepiękny odcinek przez góry, trudny technicznie, przejazd którego zajął mi dwa dni. Droga miejscami była mocno kamienista, chwilami biegła środkiem strumienia albo zwężała się do szerokości pół metra. Często błądziłem, bo ten fragment kraju był słabo odwzorowany w mapach GPS-a. Upadałem i podnosiłem moto wielokrotnie, ale pomału jechałem dalej. Satysfakcja z takiej przeprawy była ogromna.

Jedna z wywrotek uszkodziła stelaż, który nie pozwalał sakwie dotykać gorącego wydechu. Nie miałem wyboru, musiałem wrócić jak najszybciej do Baku i naprawić uszkodzoną część. W serwisie motocyklowym skierowano mnie do serwisu samochodowego. Tam stwierdzono, że stal nierdzewna musi zostać zespawana w osłonie argonu. Dostałem namiary i po pół godzinie i kolejnych dopytywaniach trafiłem do nieoznakowanego garażu w dzielnicy mieszkaniowej. Czekając na swoją kolej rozmawiałem z miejscowymi, którzy nie mogli się nadziwić jak znalazłem ten nieznany nikomu warsztat. Muszę przyznać, że nieustannie spotykam się ze zdziwieniem i uznaniem, że w pojedynkę wybrałem się w taką podróż. Mam wrażenie, że dzięki temu spotyka mnie o wiele lepsze traktowanie. Ludzie po prostu opiekują się samotnym podróżnikiem bardziej. Tak było i tym razem, kiedy po kwadransie spawania i zamocowaniu stelaża, spawacz kategorycznie odmówił przyjęcia jakichkolwiek pieniędzy. Podziękowałem serdecznie po azersku "czok saro".

Kiedy wreszcie dostałem informację, że prom się pojawi, wszystko potoczyło się nadspodziewanie szybko i gładko. Następnego dnia zjawiłem się w porcie, położonym 50 km od Baku, około godziny 11. Na miejscu była już spora grupa innych podróżników, koczująca w porcie i szukająca schronienia przed palącym słońcem. Okazało się, że dane nam było czekać tylko do nocy. Pomimo problemów z brakiem prądu, udało się nas zaokrętować do północy. Cały rejs też był dość sprawny, trwał 22 godziny. Prom jest obiektem muzealnym i pływa tylko przy idealnej pogodzie. Wiatr i fale może go zatrzymać na długie godziny lub nawet dni. Z powodu panujących upałów niemożlilwością było wytrzymać w kajucie. Większość turystów nocowała na pokładzie. Przeprawa przez Morze Kaspijskie z motocyklem to koszt 170 dolarów. Cena jest mocno zmienna. W cenie tej otrzymujemy posiłek, którego nie powstydziłby się szpital powiatowy. Odgrzana pałka kurczaka z ryżem. Brak kompotu doprowadził prawie do rozruchów wśród licznej grupy kierowców TIR-ów. Po niespełna dobie dotarliśmy do Aktau w Kazachstanie. 5 godzin schodzenia z promu i załatwiania papierów dla motocykla było jak wisienka na torcie.

The wisdom of the internetz told that there’s no schedule for ferries crossing the Caspian Sea, days of waiting for a ferry that comes suddenly like mother-in-law and complicated procedure of buying a ticket. The reality wasn’t that brutal. There was a lot of exaggeration in what I’ve read. It is a fact that in the port, which is situated 50 km south of Baku there’s no place you can wait for a ferry except for a not shadowed concrete pavement. I was in a good situation because I was mobile. I called port everyday from my hostel and when it turned out that there will be no ferry for a couple of days in a row, I’ve decided to went for a trip to the mountains north of Baku. It was an excellent idea. I wasn’t waiting idly, was escaping exhausting heat and saw some really beautiful locations.

I went first to see the surroundings of Quba town (pronounced Gooba). I read about the place before and remembered the excitement by the fact that it’s a region not touched by the tourism. The village mentioned in the article was called Xinaliq. Now it’s visited by numerous tourist. It’s a picturesque locality with it’s houses nestled on the hill side. However when I reached it I was asked to pay for a simple fact of pitching a tent. I thanked, backed up a few kilometres and camped in the wild.

Next day I returned to Quba and decided to make a travers through mountains to the town of Samaxi. It was a fantastic trail through the mountains, very demanding technically, crossing which took me two days. A road was stoney, at times run in the middle of the stream or was becoming very narrow. I’ve been losing my track quite a few times because my gps map wasn’t very accurate in this region. I felt numerous times, picked a bike and slowly but steadily proceeded forward. A satisfaction of making this track was tremendous.

One of the falls left my bike with a broken rack, which was indispensable to protect my luggage from a hot exhaust. I had no choice but return to Baku as fast as I could to fix it. Motorcycle service sent me to the motorcycle welder, who in turn sent me to an argon welder as my rack is made of stainless steel. I got the directions and after half an hour and asking more people I’ve finally found an inconspicuous lock-up garage in the residential area. I’ve chatted with locals while waiting for my turn. They were quite puzzled how on earth I’ve found this place they had no idea exists. I have to admit I was constantly meeting people who were shocked and full of admiration for my solo endeavour. I think that as a solo traveller I was treated a lot better. It was the case this time as well. After fixing my rack the welder vigorously refused to accept any money from me. I’ve thanked him sincerely in Azeri - çox sağol.

When I finally got the information that a ferry is expected at the Alat port, everything happened quite smoothly. I arrived at the port at 11 a.m. There, I’ve found the bunch of other travellers, camping on a concrete and looking for a bit of shade in 40 degrees sunny day. We’ve waited only until midnight. Despite a short blackout we were able to get to a ship just past midnight. Our cruise lasted mere 22 hours. Caspian ferry belongs more to the nautical museum so any wind and ripples on the surface end up in full halt and waiting for a weather to change which could be hours or days. Because of the heat wave it was impossible to sleep in the cabin. Most of the tourist chose the deck. Getting your motorcycle across the Caspian Sea will set you back 170 bucks. This price is quite volatile. Price includes 2 meals of a reheated chicken leg with rice. The lack of kompot caused almost an unrest initiated by the dissatisfied Ukrainian truck drivers. When we arrived in Aktau, the border control and all the paper work needed to get the motorcycle out of the ferry and port took approximately 5 hours. It was a real icing on the Caspian cake.


Previous Post Next Post